Konflikty w klasie: Jak (nie) pomagać uczniom w ich rozwiązywaniu?
„Niech Pani coś z tym zrobi!” codziennie pobrzmiewa na szkolnych korytarzach i w dziennikach elektronicznych. Czasami chodzi o uchybienia regulaminowe, problemy z nauczycielem, ale najczęściej jednak o konflikty rówieśnicze. Wychowawcy przedszkolni i szkolni często słyszą lub czytają w wiadomościach opisy różnych zajść, z którymi następnie mają „coś zrobić”, ale… czy na pewno oni?
Do kogo należy konflikt?
Wielu dorosłych postępuje w taki sposób, jakby prawo do zarządzania sporem uzyskiwało się dopiero z osiągnięciem pełnoletniości. Do tego czasu rolą dziecka jako strony konfliktu jest zapamiętywanie jak najdokładniej zdarzeń, a następnie zrelacjonowanie ich dorosłemu: nauczycielowi lub rodzicowi. Dorosły, który wysłuchał relacji, „coś z tym robi” oraz często przekazuje opowieść kolejnemu dorosłemu wraz z poleceniem, by ów jeszcze „coś z tym zrobił” . Nauczyciele przekazują konflikty rodzicom (np. poprzez korespondencję w dzienniczku), a rodzice – nauczycielom.
Takie nastawienie skutecznie utrudnia nabywanie umiejętności rozwiązywania sporów. Na pewno opiekunowie, którzy działają w ten sposób, mają jak najlepsze intencje, jednak chciałabym zaproponować inne podejście, które akcentuje fakt, iż konflikt należy do stron konfliktu, nawet jeśli mają po 5 lat. Ta pozornie mała zmiana teoretyczna rzutuje w dużym stopniu na praktykę: na tworzenie klasowych zasad, na metody wychowawcze i na samopoczucie nauczyciela.
Rozważmy tylko jedną zasadę, którą często wpaja się dzieciom rozpoczynającym przedszkole lub szkołę podstawową: „Jeśli coś się stanie, od razu powiedz pani”. Łączy się z nią nawyk pytania dzieci, które przeżyły jakiś konflikt: „Dobrze, ale czy ty o tym powiedziałeś pani? Tak? I co pani zrobiła?”. W tych komunikatach pobrzmiewa przekonanie rodzica, że to wychowawca jest podmiotem działającym w sytuacji konfliktu. Oczywiście, jedna taka rozmowa nie zaszkodzi dziecku. Warto jednak nie zabetonować się w takiej postawie i stopniowo przyzwyczajać siebie i dziecko do innych pytań: „Co wtedy odpowiedziałeś koledze?”, „Jak możesz przerwać taką sytuację, jeśli się powtórzy?”, „Czy potrzebujesz teraz jakiejś pomocy, by się pogodzić?”, itp.
Jakiego konfliktu nie da się rozwiązać?
Nie licząc różnych wyjątkowych przypadków, którymi zajmujemy się na szkoleniach z mediacji, nie do rozwiązania jest tylko jeden rodzaj konfliktów szkolnych: ten, gdy strony nie chcą się pogodzić. Jeśli zaś chcą zgody, to 90% pracy jest już wykonana i można wychowankom natychmiast pogratulować.
Wynika stąd jedno podstawowe zalecenie dla nauczycieli: Zawsze zaczynamy od pytania „Czy chcecie się pogodzić?”. Dopóki uzyskujemy na nie odpowiedź przeczącą, nie warto szukać rozwiązań i godzić na siłę, choćby dziennik elektroniczny natychmiast się tego domagał. To nad czym możemy jednak pracować, to motywacja do pojednania. Tu pomocne będą rozmowy indywidualne ze zwaśnionymi stronami, zapewnienie im możliwości odpoczynku od siebie nawzajem (np. zmiana usadzenia w ławkach) oraz ukazywanie negatywnych skutków ich konfliktu, jeśli takie występują.
Sądzę, że przyjęcie tej perspektywy może uspokoić niejednego oddanego pedagoga, który nie może spać, gdyż z troską zastanawia się: „Jak ich tu pogodzić?”. Dzielny pedagogu! Niestety, uczniowie też mają wolną wolę. Jeśli nie zechcą zgody, nie masz mocy, aby to zmienić. Możesz zachęcać i pomagać, ale odpowiedzialność za konflikt spoczywa na kim innym.
Co może pomóc w dochodzeniu do zgody, jeśli strony jej chcą?
Po pierwsze, pomocny jest czas. Albo czas na ostudzenie emocji, albo na odpoczynek od tej drugiej osoby, albo na przygotowanie do rozmowy, albo… jeszcze więcej czasu na wszystkie te sprawy. Nie warto przyspieszać procesu, bo konflikt będzie rozwiązany źle i za chwilę wróci.
Jednym z dobrych rozwiązań stosowanych w przedszkolach i młodszych klasach szkoły podstawowej jest przygotowywanie kącika lub stoliczka zgody. Zasadą jest, że osoby skłócone siadają do rozmowy w określonym miejscu i z określonym rytuałem (np. nakrycie stoliczka, postawienie kwiatków, włączenie odpowiedniej muzyki). Czas poświęcony na przygotowanie oraz wspólna aktywność dzieci, które szykują się do rozmowy, już pracuje na ich korzyść. Stąd odradzałabym „gotowce” – nieruchome, przygotowane, wydrukowane i zalaminowane kąciki zgody, które pojawiły się w katalogach sprzedawców pomocy edukacyjnych.
Po drugie, pomocna może być obecność osoby niezaangażowanej w konflikt, której zadaniem będzie poprowadzenie rozmowy. Uwaga! To nie musi być nauczyciel. Często w roli mediatora lepiej sprawdzają się zaufani koledzy lub przygotowani do tego zadania uczniowie (tzw. mediatorzy rówieśniczy). Niezależnie od wieku „mediatora” wszystkie zwaśnione strony powinny wyrazić zgodę na tego typu pomoc oraz zaakceptować konkretną osobę w tej roli. Mediator nie rozstrzyga konfliktu (to robi sędzia), ale pomaga stronom dojść do ich własnych rozwiązań.
Po trzecie, warto uczniów wspomóc w przygotowaniu do pojednania. Przystępując do rozmowy powinni wiedzieć, jak odbierają minioną sytuację konfliktową (np. z czego wynikały ich słowa i reakcje), czego potrzebują i jakie rozwiązania chcą zaproponować drugiej stronie. Jest to obszar do pracy indywidualnej z wychowawcą/tutorem. Nauczyciel powinien też ocenić, czy poziom emocji umożliwi konstruktywną rozmowę. Jeśli mamy do czynienia z nadmierną złością lub rozpaczą, można rozważyć przełożenie rozmowy lub porozumienie w formie listów.
Po czwarte, warto wprowadzić w grupie lub w klasie zwyczaje, które pomogą w zapobieganiu eskalacji konfliktów. Może rozmowy w kole o naszych żalach i smutkach raz na jakiś czas? Może jakaś forma skrzynki na listy, która ułatwi uczniom dyskretną komunikację ze sobą i z nauczycielem? Może comiesięczne ankiety zawierające m.in. pytanie „Czy potrzebujesz pomocy, by z kimś się pogodzić?”
Po piąte, zachęcam do wdrażania w placówkach programu mediacji rówieśniczych lub propagowania idei polubownego rozwiązywania sporów w jakiejś innej formie. Dzieci i młodzież chętnie nabywają umiejętności interpersonalne oraz przeważnie umieją zarządzać codziennymi konfliktami lub służyć taką pomocą kolegom i koleżankom. Na ile to możliwe, nie odbierajmy im tej możliwości.
Dodaj komentarz