Zmęczeni krzykiem

Usłyszałam ostatnio od pewnego nauczyciela, że dziś na dzieci to już nawet nie można krzyknąć, bo zaraz rodzice mają pretensje. Pomyślałam wtedy, że na dzieci przecież nie trzeba krzyczeć. Czy to brzmi, jakbym miała same grzeczne dzieci w klasie?

Wykrzyczane argumenty

Jakiś czas temu byłam świadkiem, jak wychowawczyni klasy weszła na moją lekcję z prośbą, by coś ogłosić, po czym zaczęła niemiłosiernie krzyczeć na jednego ucznia, bo właśnie złamał jakąś zasadę. Krzyczała długo, w tym krzyku wyrzucając kolejne argumenty, nakazy i zakazy, łącznie z konsekwencjami. Zmęczyła się i wyszła z sali mocno poruszona. Nawet jej współczułam, bo przecież nie mało spraw ma nauczyciel na głowie, a tu jeszcze takie zużycie energii. Ciekawa była reakcja ucznia, na którego wychowawczyni krzyczała. Jaka? Żadna. Był totalnie zobojętniały tym wydarzeniem. Dlaczego? Bo sam krzyk jego nie dotyczył. Oczywiście wszystkie argumenty i konsekwencje wymienione przez wychowawczynię tak, ale sam krzyk nie. On był przegraną tej nauczycielki. To ona zamiast powiedzieć uczniowi, co myśli na temat jego zachowania, straciła panowanie nad sobą, dała się ponieść emocjom, a na oczach ucznia puściły jej nerwy. Wydaje się, że uczeń w tym krzyku nawet nie usłyszał, co nauczycielka mówiła. Po prostu odciął się od niego.

Powody krzyku

Dlaczego nauczyciel w ogóle krzyczy na uczniów? Nie wiem, ale zakładam, że może dlatego, żeby przekrzyczeń hałas, albo być lepiej zrozumianym, bo ma wrażenie, że nikt go nie słucha, a tak usłyszy. Może żeby ich przestraszyć, a jego słowa żeby były traktowane poważnie. A może próbuje budować tym szacunek i autorytet. Pewnie też krzyk wynika z frustracji i zmęczenia nauczyciela, który nie wie czasami, jak poradzić sobie z brakiem dyscypliny. Zakładam jednak, że w żadnym z tych wypadków krzyk nie przyniesie mu korzyści. Nie tędy wiedzie droga do sukcesu. Krzyk nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

Zastanawiam się, czy nauczyciel naprawdę chce krzykiem dziecko przestraszyć i czy chce, by młodzież nabrała w ten sposób respektu, bała się wchodzić z nauczycielem w dyskusję, szanowała jego zdanie i siedziała cicho. Większość nauczycieli pewnie wie, że wprowadzanie strachu to nie są dobre warunki do rozwoju i myślenia na lekcji. Krzyk nie jest drogą do budowania szacunku. Ludzi, którzy krzyczą, raczej przestaje się szanować. Zastanówmy się, co sami myślimy o tych, którzy krzyczą na nas.

Chcemy czekolady

Na pewno każdy z nas widział w życiu sytuację, kiedy małe, dwu-, trzyletnie dziecko bawi się i nie reaguje, gdy się go woła lub do niego mówi. Młode mamy czasami zaczynają się zastanawiać, czy dziecko nie ma przypadkiem wady słuchu. Gdy zapytają jednak je o to, czy nie chce czekolady, w cudowny sposób odzyskuje słuch i odpowiada. Gdyby krzyknęły, pewnie też by zareagowało – płaczem. W przypadku czekolady jest jednak mocno zmotywowane do rozmowy z matką.

Czy potrafimy dać młodym ludziom w szkole taką motywację jak czekolada? By nas szanowały, słuchały i nas rozumiały? Myślę, że w znacznej mierze zależy to od zafascynowania tematem lekcji, która jest tak ciekawa, że aż chce się słuchać nauczyciela. Niekoniecznie na zajęciach mają pojawić się wybuchy, przedstawienie czy grywalizacja. Wystarczy dobrze postawiony cel, pytanie badawcze i szukanie rozwiązania niczym skarbu. Coś w stylu: „Opowiem wam dzisiaj, co się stało, a wy spróbujecie odgadnąć dlaczego, a później to opiszecie, policzycie, narysujecie lub zostawię wam to do przemyślenia”.

Jeżeli problemem dla nauczyciela jest dyscyplina w klasie, to szukamy rozwiązań, które nie burzą relacji z uczniami, ale je budują. Ważnym jest, by nauczyciel nauczył się słuchać uczniów, czego oni oczekują od lekcji, bo czasem w ogóle nie chcą na niej być. Naszym zadaniem jest takie zagospodarowanie czasu, żeby nie chcieli z lekcji wyjść. Żeby kiedy usłyszą, że mają z nami zastępstwo, aż skakali z radości, bo to nie będzie zmarnowany czas. Każdy nauczyciel, który sam zafascynował się kiedyś swoim przedmiotem, powinien przypomnieć sobie, co było tą czekoladą, która pociągnęła go do słuchania i uważności.

Błogosławiona cisza

Gdy wchodzę na lekcję i jest głośno, staję przy biurku i czekam na ciszę. Oczywiście na pierwszych zajęciach, kiedy uczniowie jeszcze mnie nie znając, starają się sprawdzić, gdzie są granice i… kiedy wybuchnę, to raczej nie zadziała. Czekam więc i obserwuję. Obserwacja jest potężną siłą. W takich przypadkach ludzie zaczynają się zastanawiać, dlaczego im się przyglądamy. Można w tym czasie też coś notować. Kiedy to nie pomaga, zaczynam podchodzić do tych, co nie reagują i pytać, czy mogą już się wyciszyć, bo na nich czekamy. W skrajnych przypadkach proszę ich o krótką rozmowę na zewnątrz sali, dosłownie na dwa spokojne zdania, że przeszkadzają i co się dzieje, że nie mogą skończyć mówić. Na ogół nie wiedzą i milkną, reszta klasy jest już cicho (podsłuchują, o czym mówi się na zewnątrz). Po powrocie dziękuję za ciszę. Na kolejnych lekcjach to czekanie przy biurku w ciszy już naprawdę się sprawdza. Wszyscy widzą, na kogo jeszcze nauczyciel czeka i szybko przywołują się do porządku. Czasami okazuje się, że w klasie wybuchł skandal i tego już trzeba wysłuchać, podjąć temat i wyciszyć emocje… rozmową, często też umową, ile czasu możemy na to przeznaczyć.

Cisza ma bardzo dużą moc działania, a milczenie nie na darmo nazywane jest złotem. Jeśli nauczyciel milczy, przynosi to większy efekt niż jego krzyk. Cisza z jednej strony daje uczniom przestrzeń do myślenia i refleksji, z drugiej czas dla nauczyciela do wygaszenia emocji, które na pewno w nas się pojawiają. Bo nie chodzi o to, żeby nauczyciel był bez uczuć, ale żeby nie dał się nigdy sprowokować.

Parę lat temu dostałam lekcje w ósmej klasie, która ponoć była najgorszą klasą w szkole. Straszono mnie, że tam to żadnych zajęć w spokoju nie przeprowadzę. Weszłam do sali, gdzie panowała absolutna cisza i wszyscy mi się przyglądali, czekając na to, co powiem i jak będę na nich reagować. Przedstawiłam się i powiedziałam, że w zasadzie na moich lekcjach mam tylko jedną zasadę. Polega ona na tym, że nawzajem się szanujemy, że jeżeli chcecie coś powiedzieć, to ja was słucham, ale jeżeli ja mam coś do powiedzenia, to wy słuchacie mnie. Wszyscy odwrócili się do chłopca siedzącego na końcu sali. Zakładam, że był to lider klasy. Popatrzył na mnie i stwierdził, że to nawet nie głupi pomysł, a cała klasa potwierdziła za nim. Prawie zawsze miałam ciszę na lekcji, z wyjątkiem sytuacji, kiedy było późno lub gorąco i wszyscy byliśmy już zmęczeni. Szanowaliśmy się jednak i nigdy nie przyszło mi do głowy, by na nich krzyczeć. Słuchaliśmy się nawzajem. Kiedy robiło się głośno, pytałam dlaczego, jaki jest powód ich wzburzenia.

Nie ma nic złego w przerwaniu wypowiedzi i oczekiwaniu na ciszę, jeżeli nauczyciel nie ma warunków do mówienia. Nie trzeba krzyczeć i uciszać uczniów, a jedynie nauczyć ich, że uniemożliwianie nauczycielowi przedstawienia treści nie zwalnia uczniów z ich znajomości. Można też zamiast podnosić głos, po prostu go ściszyć. Uczniowie sami zaczną uciszać się nawzajem, aby nie umknął im przekaz nauczyciela. Istotne jest to, by później egzekwować od nich to, czego nie usłyszeli. Ważnym jest więc, by komunikować uczniom, jakie są zasady na lekcji, czym jest szacunek do osób mówiących i bycie konsekwentnym, gdy nasz przekaz do nich nie dociera.

Nieuniknione nastepstwa

Krzyk powoduje zmęczenie, zniechęcenie, frustrację, a z czasem i agresję młodych ludzi. Jeśli nie przeciwko nauczycielowi, to przeciwko przedmiotowi albo przeciw sobie, bo krzyk wskazuje, że może ze mną jest coś nie tak. Nie chcemy też budować relacji z kimś, kto krzyczy. Trudno zaufać komuś, kto nie panuje nad sobą. Krzyk oddziela ucznia od nauczyciela. Rzeczywiście uczeń nie wchodzi w dyskusję z nauczycielem, ale też nie wchodzi z nim już w żadną rozmowę. To prowadzi do upadku autorytetu, a lekcje stają się udręką dla obu stron.

Nie uczmy młodych ludzi, że krzyk jest sposobem na wyrażanie oczekiwań czy próbą egzekwowania czegokolwiek. Nasz sposób działania przełoży się na postepowanie tych ludzi w przyszłości. Ostatecznie i oni będą sfrustrowani, bo zauważą, że taki sposób rozmowy nie przynosi efektu.

Pamiętajmy też, że każdy może mieć trudniejszy dzień. I tak jak nauczyciel ulega niemocy i wydaje mu się, że został mu już tylko krzyk, tak uczeń jest zmęczony szkołą i próbuje w jakiś sposób to odreagować. Słuchajmy się nawzajem, nie bójmy się mówić i słuchać o swoich potrzebach, ale też pamiętajmy, by nie zabijać relacji krzykiem.

Nauczycielka, wychowawczyni i tutor rodzinny, ekspert programowy Instytutu Educare.